Recenzja filmu

BloodRayne (2005)
Uwe Boll
Kristanna Loken
Ben Kingsley

Tell me: I love you, honey

Na początku był "House of the Dead", a w 2005 roku na ekrany amerykańskich kin wszedł film Alone in the Dark" – obydwa na podstawie osławionych gier komputerowych, obydwa poniosły spektakularną
Na początku był "House of the Dead", a w 2005 roku na ekrany amerykańskich kin wszedł film Alone in the Dark" – obydwa na podstawie osławionych gier komputerowych, obydwa poniosły spektakularną klęskę. To jednak nie zniechęciło reżysera i producentów: w 2006 roku oglądać możemy kolejne beznadziejne dzieło Uwego Bolla, tym razem mordującego klimatyczny survival horror o wdzięcznej nazwie "BloodRayne". Zaznaczyć należy, że do obejrzenia "BloodRayne" zabierałem się z wielką niechęcią – mając w pamięci poprzednie filmy Bolla, trudno się temu dziwić. Ledwo wytrzymałem do końca, ale muszę przyznać, że jest on i tak trochę lepszy od poprzedników. Film powstał na podstawie gry komputerowej pod tym samym tytułem. Tytułowa Rayne jest tam seksowną dhampirzycą w obcisłym czarno-czerwonym wdzianku, która w realiach II wojny światowej krwawo rozprawia się z nazistami i wszelkiego rodzaju zombies. U Bolla bohaterka również jest dhampirzycą, ale akcja filmu przeniesiona została do XVIII wieku. Rayne jest dziwadłem, atrakcją obchodnego cyrku, a jej mordercze żądze dopiero się kształtują. Którejś nocy dziewczyna ucieka z cyrku, mordując przy okazji kilka osób. Natrafia na Sebastiana i Vladimira, ludzi pracujących dla Brimstone Society – organizacji zwalczającej zło wszelakie. Marzeniem Rayne jest odnalezienie Kagana – jej ojca, króla wampirów, który zgwałcił i zamordował jej matkę. Brimstone może jej to umożliwić. Kagan natomiast chce pozbyć się Rayne, która stanowi dla niego zagrożenie, a także zdobyć pewien potężny artefakt, mogący zapewnić mu nadludzką siłę. Może się wydawać, że warstwa fabularna jest w miarę ciekawa i przyzwoita. Niestety, pan Boll z całym swoim "kunsztem" potrafił i z tego zrobić dłużącą się, nudną i nieudaną chałę. Już po dwudziestu minutach zacząłem się strasznie nudzić, po kolejnych dziesięciu chciałem to cisnąć w cholerę. Zaparłem się jednak i obejrzałem do końca. Dlaczego? Aby móc narzekać na reżysera i nie narażać się na komentarze w stylu "po co komentujesz, skoro nie widziałeś?". Poprawiła się strona techniczna. Co prawda nie popieram przeniesienia akcji w tak odległe realia, ale przyznać należy, że scenografie mające oddać tamte czasy są w miarę udane i nawet miło się je ogląda. Czasami nawet muzyka potrafiła pozytywnie widza zaskoczyć – usłyszeć możemy orkiestrę czy chór, co dobrze oddaje klimat (żałosny) tego filmu. Przyzwoite były także zdjęcia. Na tym można zakończyć wymienianie plusów, bo wszystko inne jest beznadziejne i bollowskie. Jak już powiedziałem, klimat filmu był marny. Jeśli spodziewacie się czegoś strasznego bądź chociaż ciekawego, to muszę was zasmucić – niczego takiego w tym filmie nie znajdziecie, bo zewsząd wieje nudą. Nie pomagają też aktorzy, wszyscy oni są beznadziejni. Zacząć należy od głównej bohaterki – wybór Kristanny Løken został jednoznacznie skrytykowany przez fanów gry. Po obejrzeniu filmu muszę przyznać, że obawy były słuszne: pani terminator absolutnie nie nadaje się do tej roli, nawet po charakteryzacji nie wygląda jak Rayne, nie potrafi też oddać duszy tej postaci. Reszta aktorów, z Benem Kingsleyem i Michaelem Madsenem na czele, również wypada fatalnie. Dalej nie mogę pojąć, dlaczego porządni aktorzy godzą się na udział w takiej szmirze? I jak to się dzieje, że nawet oni wypadają w niej tak żałośnie? Śmierci i choreografie pojedynków również są beznadziejne. Szczytem wszystkiego była scena, w której Rayne i Sebastian – ni z gruchy, ni z pietruchy – zaczęli uprawiać seks. Zachowanie Rayne po owym akcie w stosunku do Sebastiana (maślane oczka, uśmiechy itd.) już całkowicie dobijają widza. "BloodRayne" jest kolejną beznadziejną ekranizacją gry komputerowej w typowo Bollowskim stylu. Co prawda w porównaniu z "House of the Dead" i "Alone in the Dark"wypada lepiej, ale mimo to nadal jest filmem niewartym polecenia i godnym nagany. Zdecydowanie odradzam fanom gry, potencjalnym widzom również – lepiej po raz kolejny obejrzeć chociażby Freddy'ego. Moja ocena ogólna to 2/10 – za scenografie, muzykę i zdjęcia, które są zdecydowanie najmocniejszą stroną filmu. Reszta niestety zawodzi na całej linii. To nie jest horror, thriller, film sensacyjny, przygodowy, trudno nazwać to nawet parodią któregoś z powyższych gatunków. Trzeba chyba stworzyć nowy gatunek: boll, do którego możne by wrzucić również "BloodRayne II", "Dungeon Siege" oraz resztę filmów owego reżysera...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Uwe Boll to najprawdopodobniej jeden z najbardziej upartych ludzi kina. Generalnie, motyw ciągle się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones